Bieg Maćka był wielką przygodą. Były wzloty i upadki, euforia na mecie i załamanie na 8 km przed metą, kiedy Maciek chciał zejść z trasy. Na zdjęciu widzimy go parę godzin po starcie. Zaczął bardzo mocno, za mocno. Później musiał za to zapłacić i znacznie zwolnić. Było bardzo gorąco i parno, zbiegało się na burzę, która dopadła nas za Krościenkiem następnego dnia. Ostatecznie po przebiegnięciu ponad 500 km dotarł do mety wUstroniu. Przez cały ten czas podążałem za nim samochodem terenowy z ekipą suportową.